Sygnał/Szum On/Line #2: ZBIGNIEW CHOJNACKI. Transkrypcja wywiadu

Można powiedzieć, że dokladnie przerobiłem tę drogę od muzyki klasycznej, jazzu i tak dalej.
I po prostu zastanawiałem się, co zrobić żeby instrument brzmiał dla mnie fajnie
bo na dobrą sprawę odkąd przestałem słuchać innych akordeonistów zacząłem kombinować bardziej z brzmieniem.
Więc jest to trochę wyzwanie i taka zabawa: co zrobić, żeby to brzmiało jak najbardziej pełnie
i jak najbardziej ciekawie dla mnie samego.
Jeśli dla mnie to będzie ciekawe, to może dla słuchacza także.

Z akordeonem to było dosyć przypadkowe, bo młodszy brat się wcześniej zaczął uczyć na fortepianie,
ja nie chciałem iść na fortepian, a rodzice, jak chyba większość ludzi w Polsce,
lubią akordeon od tej, powiedzmy, tradycyjnej strony.
Więc kupili akordeon, bo może brat by chciał, a ja zobaczyłem instrument w domu i zacząłem się uczyć
i dopiero potem chciałem iść do szkoły muzycznej.
Więc to trochę przypadek, a trochę sobie sam to wybrałem.

Z elektroniką to też w zasadzie była konieczność i przypadek. W 2013 roku z kolegą zmienialiśmy zespół.
Po prostu z kolegą, który zajmował się elektroniką nie byliśmy w stanie sobie wspólnej muzycznej drogi zgrać.
I siłą rzeczy, skoro chcieliśmy kontynuować to połączenie instrumentów akustycznych i elektroniki,
zacząłem sie uczyć i próbować jak okiełznac te efekty i zaczęło się klasycznie, od taniego delaya,
potem testowania, co działa z mikrofonem w praktyce, bo na dobrą sprawę gitara inaczej reaguje,
pickupy inaczej reagują, i mikrofon zupełnie inaczej reaguje na efekty
czasami niektóre zupełnie nie działają, więc to taka metoda budowania setupu
który będzie faktycznie działał i też będzie w miarę prosty w obsłudze, w podróży.
Tak od praktycznej strony, żeby to było latwe.

Ćwiczę też muzykę polifoniczną i dobrze czasami się rozegrać, nazwijmy to, wprawkami jazzowymi.
Ale to jest tylko takie ćwiczenie w domu, żeby mechanizm mieć sprawny, ręce mieć sprawne.
Ale to była raczej błędna ścieżka, żeby się inspirować w tę stronę.
Długo siedziałem w twórczości Tadeusza Kantora.
Zupełnie u niego było mało muzyki w twórczości teatralnej, więc to też było dla mnie ciekawe,
żeby od drugiej strony do tego podejść, ale często mnie inspirują kompletnie inne rzeczy,
twórczośc ludzi, którzy kompletnie nie wykorzystują muzyki do niczego.
Jak oni funkcjonują, jak starają się coś przekazać.
W ogóle nie biorą pod uwagę tego medium – muzyki, więc to jest też ciekawe.
Ale też lubię to, co jest związane z field recordingiem,
gdy ludzie nagrywają dźwięki otoczenia i słuchasz dźwięków silnika koparki czy czegokolwiek.
Takie rzeczy, i jak to działa. Czy nawet jak ludzie w metrze rozmawiają – tony, i jak to funkcjonuje.
W końcu i tak się to pojawia, że mamy tę rytmikę i robi się rodzaj takiego transu
gdy ludzie na danej częstotliwości rozmawiają, to też jest ciekawe.
Staram się trochę zmusić siebie do szukania rzeczy w czymś, co pozornie mogłoby się wydawać zupełnie nieistotne dla grania.
Dla mnie najważniejsze jest, że coś mnie interesuje w muzyce, ale i człowiek, z którym się spotykam
musi być ciekawy, fajny, żeby miło się pracowało i nikt się nie musiał męczyć.

Ciężko by mi było rozgraniczyć, co było najciekawsze
Na pewno ciekawe było to, że pierwszy raz byłem w trasie dwutygodniowej, dzień po dniu.
Nie było mnie w domu, i ten stan jeżdżenia i ciągłej, codziennej pracy był bardzo ciekawy.
Pod tym kątem mogę powiedzieć, że to było najciekawsze.
Z każdym dniem masz świadomość, że koncert jest zupełnie inny
ale też sprawność i forma funkcjonowania jest na coraz wyższym poziomie.
Rozgrywasz się, i drugi, trzeci, czwarty czy piąty koncert, wiadomo, jest ciekawy, ale inaczej grasz, inaczej funkcjonujesz,
sprawniej to robisz, pod tym kątem to jest ciekawe.

Teraz tak się złożyło, że na jazzowych festiwalach grałem głównie w trio,
które tworzę z koleżanką z Tajwanu, Yuhan Su, która mieszka w Stanach, więc jest to prostsze w podróżowaniu,
która jest wibrafonistką, i z kolegą, Ramonem Pratsem, który gra na perkusji.
Oni mają konotacje jazzowe, dlatego graliśmy na wydarzeniach jazzowych,
Solowo raczej zdarzało się, że były to improwizowane, elektroniczne festiwale.
Solowo nie gram na wydarzeniach jazzowych, jakoś się nie składa, by to działało.

W zasadzie z tej trasy, którą grałem, żadnego koncertu nie grałem w Polsce.
Pod koniec września miałem zaproszenie do fajnej inicjatywy, dużego projektu, ktory zrobił Avant Art Festival.
Graliśmy kompozycję Matsa Gustafssona – Hidros 9, i tam było ponad dwudziestu muzyków.
Tam z kolei grałem akustycznie. Były tam partytury graficzne, i było to zamknięte…
Mieliśmy trochę wolnej ręki, ale było to wymyślone i można to potraktowac jako kompozycję.
To był w zasadzie jedyny festiwal w Polsce, gdzie grałem.

W trakcie grania ani przed raczej nie myślę o publiczności, sorry! [śmiech]
Bardziej zastanawiam się, tak jak wcześniej mówiłem, jak zrobić, aby to brzmienie mi się podobało.
Jeśli ktoś jest w ogóle ciekawy, żeby posłuchac czegoś innego, niż słuchał do tej pory
to zawsze tacy ludzie są otwarci, nie ma znaczenia jaki to jest rodzaj festiwalu.
Albo publicznośc jest ciekawa albo nie – raczej ludzie na tych festiwalach elektronicznych szukają
na tych jazzowych, na których grałem ostatnio odbiór był raczej dobry.
Ludzi interesowało to, co robimy i jak to wygląda od tej technicznej strony.

Z wydawnictwami nie wypowiadam się, bo raczej mi to słabo idzie.
Znalezienie wydawcy w tej chwili to jest raczej skomplikowana sprawa.
A z planami – mam koncerty w planach, ale staram się nie wybiegać w przyszłość.
Grałem cały wrzesień, więc teraz wolę pomalować ścianę w domu i odpocząć.
W listopadzie będziemy grali w Berlinie i we Wrocławiu w ramach takiego działania, które się nazywa Melting Pot.
Pięć festiwali postanowiło współpracować razem. Zaprosiło pięciu muzyków.
To jest festiwal Jazztopad z Wrocławia festiwal z Berlina, z Austrii, z Belgii i z Norwegii.
Jest po jednym muzyku z każdego kraju. Pięciu muzyków, pięć festiwali, pięć krajów.
Więc z nowych rzeczy, zostałem zaproszony i w czymś takim biorę udział.
Graliśmy w Austrii w sierpniu, a w przyszłym roku mamy grać w Oslo i w Gandawie.
To z nowych rzeczy.
A poza tym solo, staram się rozwijać żeby sobie coś fajnego pograć [śmiech]